- Poligraficzne pożytki digitalizacji
- Zasoby Cyfrowej Biblioteki Narodowej w procesie przygotowania publikacji elektronicznych
„Wynieście mi sztandary aż na pierwsze szańce, / Ciągle grzmi wrzask: już idą – już idą powstańce!” Któreż to powstanie, chciałoby się zapytać, i jaka to reduta opiera się szturmom? Kwestia ta pada jednak z ust szekspirowskiego Makbeta osaczonego w zamku Dunsynan w górzystej Szkocji. Autorem przekładu, przedziwnej hybrydy klasycystycznej dykcji i romantycznych uniesień, jest Andrzej Koźmian (1804–1864), syn Kajetana, poety, sam zaś niespełniony literat i tłumacz jednego tylko dramatu Shakespeare’a, przekładu latami cyzelowanego i wydanego własnym sumptem w 1857 r. Cóż nam po takich zabytkach grafomanii? „Jużem okropnościami nasycon wszystkimi, / Już się dusza mordercza oswoiła z nimi” woła Makbet w tym samym tłumaczeniu i osuwa się w przepaść czasu, hen, głęboko, głębiej nawet niż sam Shakespeare.
Przekładu Koźmiana, rzecz jasna, nie sposób przywrócić do obiegu czytelniczego i teatralnego, jednak historia jego powstania i wydania, w połączeniu z dziesiątkami podobnych opowieści o XIX-wiecznych przekładach Shakespeare’a, buduje obraz epoki, a nade wszystko literatury, zgoła odmienny od tego, jaki rysuje się pod wypływem utrwalonej przez pokolenia wiary w niedościgłość przekładów kanonicznych – Józefa Paszkowskiego, Leona Ulricha i Koźmiana (tym razem Stanisława Egberta), które ukazały się w monumentalnej edycji dzieł wszystkich Shakespeare’a pod redakcją Józefa Ignacego Kraszewskiego w latach 1875–1877.
Każdy przekład przemalowuje portret Shakespeare’a, ujawniając przy tej okazji współczesną etykę i estetykę, ciążenie ideologii, presję bieżących wydarzeń, idiosynkrazje osób i środowisk. Losy XIX-wiecznych przekładów to opowieść o pracy i ambicjach tłumaczy, lecz również o kształtującym się rynku wydawniczym, a także o teatrze idącym coraz dalej w oczekiwaniach wobec utworów tłumaczonych na scenę. Tę gęstą substancję epoki – setki wydań, listów, recenzji – można lepiej lub gorzej opisać i odesłać do magazynu, można też ożywić i udostępnić w zasobach cyfrowych.
Repozytorium cyfrowe Polski Szekspir UW powstało w latach 2016–2019 w wyniku realizacji grantu NCN 2015/17/B/HS2/01784 (Repozytorium polskich przekładów dramatów Williama Shakespeare’a w XIX wieku: zasoby, strategie tłumaczenia i recepcja). Od 2017 r. projekt jest kontynuowany (NCN 2017/27/B/HS2/00853), a w 2023 r. planowane jest otwarcie drugiej części kolekcji z przekładami z XX i XXI wieku. Projekt od początku prowadzony jest we współpracy z Centrum Kompetencji Cyfrowych UW, jak również przy życzliwym wsparciu Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona, której zasoby nie tylko odciążyły nasze skanery, lecz również powiększały się o nowe tytuły w odpowiedzi na nasze potrzeby.
Kolekcja Polski Szekspirobejmuje wszystkie polskie przekłady dramatów Shakespeare’a z oryginału opublikowane w XIX w., z pominięciem tłumaczeń cząstkowych, tłumaczeń z języków trzecich oraz tych zachowanych w rękopisie. Nie obejmuje przekładów sonetów, które być może kiedyś doczekają się własnego modułu repozytoryjnego. Z uwagi na unikatowość wielu wydań (znikome nakłady i nieliczne zachowane egzemplarze), a także poprawki wprowadzane do kolejnych wydań przez tłumaczy, przyjęliśmy zasadę umieszczania w repozytorium wszystkich XIX-wiecznych edycji danego przekładu, w tym również przekładów drukowanych w odcinkach w prasie. Oprócz plików z tekstami, Polski Szekspir UW oferuje również omówienia sylwetek tłumaczy, strategii przekładów oraz krytycznej i teatralnej recepcji tłumaczeń (dostępne na stronie http://polskiszekspir.uw.edu.pl/tlumacze), podpięte pod strony tłumaczy oraz zestawione w formie tradycyjnej monografii i antologii w modelu open-access (WUW 2019).
Czego zatem dowiadujemy się o polskich XIX-wiecznych tłumaczeniach Shakespeare’a? Już samo kompletowanie metadanych plików z przekładami, z uwzględnieniem dodanych (względem Dublin Core) informacji o miejscu i czasie powstania tekstu, umożliwia rekonstrukcję chronologii i geografii ówczesnych przedsięwzięć przekładowych, których ukoronowaniem jest wspomniana edycja Kraszewskiego. Dlaczego powstała ona tak późno? Przecież już w pierwszych dekadach XIX w. dorasta pokolenie wyposażone w wiedzę niezbędną do pracy nad przekładem. I choć na scenach dominują przeróbki francuskich i niemieckich adaptacji, równolegle kształtuje się silna, emancypacyjna potrzeba przekładu z oryginału, inspirowana sukcesem niemieckiej edycji Schlegla i Tiecka. Kres pączkującym w kilku miejscach przedsięwzięciom kładzie jednak upadek powstania listopadowego: elity ulegają rozproszeniu, załamuje się mecenat arystokracji. Te same względy sprawiają, że przekład staje się alternatywą dla własnej (nie)prawomyślnej działalności literackiej albo szansą na podtrzymanie więzi z krajem dla emigrantów. W latach trzydziestych i czterdziestych przekłady Shakespeare’a powstają bardzo daleko od Warszawy, na przykład na Kresach, w Wilnie, gdzie przecinają się drogi Ignacego Hołowińskiego, Placyda Jankowskiego, Józefa Korzeniowskiego, lecz również wszędzie tam, gdzie los rzuci tę trójkę: w Żytomierzu, Żyrowicach, Charkowowie, Kijowie. Debiutujący w Poznaniu Leon Ulrich i Stanisław Egbert Koźmian udają się na emigrację do Francji i Anglii, z kraju wyjeżdża też Krystyn Ostrowski, zesłańcami są Apollo Korzeniowski, Gustaw Ehrenberg i Adam Pług. Tuż po powstaniu życie literackie w kraju zdaje się zamierać, brakuje też inicjatyw wydawniczych. Sytuacja zmienia się w latach pięćdziesiątych, kiedy każdy rok przynosi nowe tłumaczenia Józefa Paszkowskiego, Adama Pajgerta, i wreszcie Jana (nie Józefa!) Komierowskiego. Powstanie styczniowe znów wyhamowuje ten twórczy impet: wydanie zbiorowe ukaże się dopiero w 1875 r., gromadząc przekłady powstające na przestrzeni ostatnich czterdziestu lat. Po tej edycji na nowe tłumaczenia będziemy czekać blisko dwadzieścia lat, dopiero wtedy znajdą się tłumacze gotowi na polemikę z poprzednikami.
Ile przetrwało z tej bogatej mozaiki tekstów, estetyk, dyskursów? Choć chciałoby się wierzyć, że teksty najcenniejsze, krucha byłaby to wiara. Przekłady z różnych względów pominięte w swej własnej epoce mają nikłe szanse na późniejsze włączenie do obiegu literackiego, prawie na pewno nie sięgnie po nie teatr. Podobny los spotyka przekłady rozpoznane wprawdzie przez współczesnych, lecz wykluczone z edycji zbiorowych, one również zapadają się w pamięci, znikają z półek i katalogów. Mimo towarzyszących przekładom emocji, owocem zaangażowania tłumaczy rzadko kiedy jest trwały sukces literacki. Spośród ogólnej liczby tłumaczy tylko połowa kończy więcej niż jedną sztukę, spośród tych zaś – również tylko połowa więcej niż trzy dramaty. Podobnie układają się proporcje dla wystawień: połowa przekładów nigdy nie trafia na scenę, jedna czwarta – nie więcej niż trzy razy. Powody odrzucenia przekładów przez główny nurt literacki bywają różnorodne, w przeciwieństwie jednak do kolejnych stuleci, w których zarówno impuls do przekładu, jak i jego ocena przychodzi ze strony teatru, przekłady XIX-wieczne powstają przede wszystkim z myślą o publikacji, teatr zaś korzysta z nich wybiórczo, często łącząc kilka różnych tłumaczeń w efemeryczny tekst sceniczny.
Kiedy w marcu 2019 r. otwieraliśmy repozytorium Polski Szekspir UW, nie wiedzieliśmy, na jakich krawędziach balansuje świat. Tworzenie zasobów cyfrowych wydawało się oczywistym wymogiem przyszłości, nikt jednak nie mógł przewidzieć, w jak wielkim stopniu pocovidowa humanistyka uzależni się od zasobów udostępnionych w sieci. Wedle szacunków Centrum Kompetencji Cyfrowych UW od kwietnia 2019 r. do grudnia 2021 r. kolekcję Polski Szekspir odwiedziło ponad 68 tys. użytkowników, tylko na stronie Wydawnictw UW odnotowano też blisko 6,5 tys. pobrań dwutomowej publikacji powiązanej z projektem. Wiedza zgromadzona w projekcie została silnie i szybko zintegrowana ze strukturami otwartej nauki, a także włączona do programów nauczania, rekomendacji edukacyjnych i środowiskowych. Użyteczność dla dziedzin pokrewnych cieszy, rodzi też nadzieję na falę nowych badań nad długofalową recepcją dzieł kanonicznych w przekładzie, a także potwierdza słuszność koncepcji kolekcji jako zasobu wiedzy i środowiska interdyscyplinarnej pracy badawczej.
Prowadzone obecnie prace nad drugą częścią repozytorium, a zatem tłumaczeniami w wiekach XX i XXI, wprowadziły nas w obszar innego rodzaju wyzwań. Przekłady historyczne przetrwały w rozproszonych egzemplarzach i nic nie stało na przeszkodzie, aby po zeskanowaniu zadomowiły się w przestrzeni wirtualnej. Z kolei przekłady XX-wieczne w znakomitej większości nie trafiły jeszcze do domeny publicznej, dotarcie zaś do dysponentów praw bywa niezmiernie trudne. Z punktu widzenia recepcji to właśnie te przekłady – jeszcze chronione, lecz już osuwające się w zapomnienie – najmniej korzystają z powstawania zasobów cyfrowych, do których trafią dopiero po ostatecznym wygaśnięciu praw. Choć korzyść to niematerialna, otwarte zasoby cyfrowe aktywnie uczestniczą w modelowaniu pamięci kulturowej, sprawując rodzaj regresywnego mecenatu wobec zapoznanych dzieł literatury epok zstępnych.
Przekłady ze swej natury stanowią swoiste zamienniki oryginału, szybko też są zastępowane przez teksty lepiej dopasowane do nowych pokoleń. Z tego samego powodu z czasem zmienia się ich wartość poznawcza, ponieważ nie służą już oświetleniu oryginału, lecz odzwierciedlają epoki i postaci, które je tworzyły. A jeśli tak, digitalizacja zasobów utrwala obrazy tych szczególnych, kruchych luster.
◊◊◊
Artykuł powstał w ramach realizacji przez Bibliotekę Narodową zadania sfinansowanie działalności Centrum Kompetencji w zakresie digitalizacji materiałów bibliotecznych w 2022 roku.
◊◊◊
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego